I want to be like Mike, czyli o początkach linii Jordan
Michaela Jordana chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, choć dla przypomnienia warto wspomnieć o sześciu tytułach mistrzowskich NBA, czternastokrotnym uczestnictwie w Meczu Gwiazd oraz pięciu statuetkach MVP. „Bóg koszykówki” i „najlepszy sportowiec na świecie” – tak zwykli o nim mawiać wszyscy fani. Nikogo zatem nie dziwi, że marka Nike mocno się zainteresowała jego osobą, oferując tym samym własną linię obuwia i niemałą kwotę za reklamę. Dzisiaj linia Jordan to już nie tylko buty, bowiem spod tego szyldu wychodzi również odzież. Jaka historia stoi za tym fenomenem? Wróćmy do jej początków!
Kręta droga z kryzysu do fenomenu
Jest zima 1984 roku. Firma Nike nie ma się za dobrze, ponieważ buty do biegania zaczynają wychodzić z mody. W obliczu takiego zwrotu akcji brand musi działać szybko i skutecznie, by nie wypaść z gry. Co zatem zrobić? Namówić na kontrakt wschodzącą gwiazdę sportu, czyli Michaela Jordana! Plan doskonały, jednak nie tak łatwo o jego realizację. Jordan nie jest do końca pewien, czy chce współpracować z Nike. Wszystko to z uwagi na fakt, iż nie jest przekonany do tego brandu, a ponadto nie podoba mu się sam projekt modelu jego przyszłego obuwia. „Nie mogę nosić takich butów. To kolory diabła!” – podkreślił. Kontrakt opiewający 5 000 000 $ na 5 lat został ostatecznie podpisany. Michael poleciał do Portland, gdzie nakręcił swój pierwszy film promujący dla Nike. Jak to w życiu bywa, pojawiły się kolejne problemy. Skąd tym razem? Prosto z NBA!
Air Jordan 1 w obliczu grzywny od NBA
Właściwe obuwie na boisku było jedną z zasad NBA, a Michael Jordan złamał ją z premedytacją. W czym tkwił problem? W barwach! W tamtych czasach NBA zabraniało grać w innym kolorze niż biały, a sygnowane nazwiskiem MJ’a buty były koloru czarno-czerwonego. W obliczu złamania tej reguły, po pierwszym meczu w modelu Air Jordan 1, komisarz ligi – David Stern nałożył na Michaela grzywnę w wysokości 5000 $. Karę opłacił oczywiście Nike. Odpowiedzią na tę grzywnę był film promocyjny Air Jordan 1 Banned, w którym Michael przypomina, iż NBA „może wyrzucać jego buty z boiska, ale nie może wyrzucić Air Jordanów I z naszego życia”. Mówi się, że brand płacił grzywny za każdy mecz, w którym Michael wystąpił w Air Jordanach I. Możliwe, że jest to prawda, choć nie mamy pewności, iż MJ grał w tym obuwiu przez cały sezon. Nie mamy na to dowodu. Ostatecznie mówimy o czasach bez Internetu i możliwości robienia zdjęć oraz video przy każdej okazji. Kara nałożona na Michaela bez wątpienia pomogła producentowi odnieść olbrzymi sukces. Już w pierwszym roku sprzedano sprzęt Jordana o łącznej wartości 130 000 000 $.
Kolejne modele, a więc kolejne sukcesy
Pierwszy model Jordanów okazał się ogromnym sukcesem. Nie tracąc więc czasu, Nike (a tym samym Peter Moor) postanowił zaprojektować kolejny. Okres panowania Air Jordan II przypada na sezon 1986-1987. Mimo sukcesów, Michael Jordan zastanawiał się nad końcem współpracy z marką Nike. Chciał wypróbować czegoś innego. Na szczęście pojawił się Tinker Hatfield oraz „Trójki”, co przekonało go do tego, by zostać. Model Air Jordan III okazał się najwygodniejszy ze wszystkich do tej pory. Michael mawiał, iż na każdy mecz może zakładać nową parę, nie czując tym samym żadnych otarć. W tym właśnie modelu wygrał Slam Dunk Contest w 1988 roku. W czym tkwił sekret „Trójek”? W dobrze wszystkim znanej poduszce Air Max! Będąc już przy tym wątku, warto poruszyć kwestię osoby samego Tinkera Hatfielda, bez którego nie ujrzelibyśmy wspomnianych wcześniej Air Jordan III oraz modeli Air Jordan XV i XIII. Obserwując grę gwiazdy koszykówki, Tinker nazwał Michaela „czarną panterą”. Jak się potem okazało, było to bardzo trafne określenie, ponieważ przyjaciele Jordana z uniwersytetu nazywali go „czarnym kotem”.
Pierwszy sklep w Nowym Jorku, czyli mekka dla wszystkich fanów marki
Choć fenomen Jordanów trwa już od ponad 30 lat, to dopiero kilka lat temu zdecydowano się na otwarcie pierwszego sklepu stacjonarnego. Znajduje się on niedaleko Madison Square Garden w Nowym Jorku. Nie jest to zwykły sklep, dlatego jego wygląd musi być oczywiście oryginalny. Jak zapewne wielu fanów brandu się domyśla, budynek kojarzy się z pudełkiem, które otrzymujemy podczas zakupów. Liczbę modeli Air Jordan moglibyśmy tak wymieniać do jutra, a przecież nie o to nam chodzi. Dobrnęliśmy to końca historii, której początek wcale nie zapowiadał tak ogromnego sukcesu. Mimo że Michael nie gra w koszykówkę od kilkunastu lat, to marka Jordan wciąż jest (i na pewno będzie!) klasyką streetwearu, która bije rekordy sprzedaży każdego roku. Czy kogoś to jeszcze dziwi?